Pimpek
Nazywaliśmy go Pimpek, bo był mały i przeraźliwie chudy. Zawsze się strasznie wkurzał jak na niego tak wołaliśmy. Nikt nie chciał grać z nim w piłkę, w ostateczności, stawał na bramce. Chłopak nie miał łatwego życia, ani na podwórku ani w domu. Ojciec sadysta, skutecznie wybijał mu jakiekolwiek poczucie wartości. Pimpek nie wierzył w siebie, a my nie wierzyliśmy w Pimpka.
Na wielki międzyblokowy mecz przygotowywaliśmy się solidnie. Przeciwników nazywaliśmy „Chamami”. Były to mocne, duże chłopaki, którzy wygrywali tym, że parli na oślep do przodu. Strzelali z każdej pozycji, nawet jak nie było szans trafić. Byle kopnąć z całej siły. Budzili taki strach, że zabrakło nam bramkarza. Trzeba było wziąć Pimpka.
Pierwszy strzał wygiął ręce jego jak trzcinę. Kolejna bomba wgniotła go do bramki. Pimpek zwymiotował, ale wstał. Po petardzie z pięciu metrów z nosa poleciała mu krew. Sami mieliśmy ochotę mu jeszcze dowalić. Przegrywaliśmy, a na gościa nie było co liczyć.
Kolejna piłka trafiła do siatki. Podarty i zakrwawiony Pimpek patrzył tępo w ziemię. Następna akcja była ostatnią. Szybka kontra i nasz bramkarz został sam na sam z Chamem. Pimpek nie wymiękł. W momencie strzału skoczył wprost pod nogi przeciwnika. Wątłe ciałko przyjęło całą siłę kopnięcia. Nawet było słychać jak dostał. Piłka po rykoszecie minęła słupek.
Poznaj pozostałe historie Dzieciaków, klikając na zdjęcie.